Nie ma sensu dłużej tego ukrywać. Dwa miesiące temu wróciłem do Polski. Nic specjalnego się nie stało. Projekt, który w Gruzji realizowałem dobiegł końca, więc wsiadłem do samolotu i wróciłem do Warszawy. Wcześniej próbowałem napisać jakieś sensowne pożegnanie. Chciałem uniknąć żenującej śmierci mojego bloga z braku materiału i braku pomysłu. Nie uniknąłem. Rację miał Leszek Miler, kiedy informował nas o tym, jak poznać mężczyznę.
W ostatniej chwili przed opuszczeniem Tbilisi spróbowałem zachować twarz i coś napisać. Skończyłem dopiero dziś. Oto rezultat:
Tak się złożyło, że mój pobyt w Gruzji dobiega końca. Trochę się cieszę, trochę nie. To dość złożone, temat na cały wpis. Wpis, który nie powstanie, ponieważ ten jest ostatni. Przynajmniej ostatni z serii tekstów napisanych podczas wolontariatu w Gruzji. Może to nawet dobrze, bo ostatnio mocno blog zaniedbałem. Miałem mniej czasu, ale to chyba nie jest pełne wyjaśnienie.
Zadomowiłem się tu. Gruzińska rzeczywistość przestała mnie dziwić i śmieszyć. Mieszkając w Tbilisi przez kilka miesięcy zasmakowałem jej w pełni. W miejsce ciekawości coraz częściej pojawiała się irytacja. Może właśnie w ten sposób straciłem sposób patrzenia turysty, który tak bardzo ułatwiał mi pisanie i robienie zdjęć. Ciekawe, czy gdybym mieszkał tu przez kolejne kilka miesięcy, lat, to irytację wyparłoby jakieś inne uczucie?
Na szczęście mój zmysł obserwacji nie wypłowiał do szczętu. Mam jeszcze pomysły na świetne teksty, które zmienią oblicze polskiego dziennikarstwa. Żeby nie być gołosłownym, krótko opiszę kilka z nich.
„Kaczyński na służbie u Saakaszwilego”
W tym tekście chciałem dalej pastwić się nad polityczną przyjaźnią obu panów. Pomysł miał wyjść od ich sławnej wyprawy na de facto granicę Południowej Osetii i Gruzji. Później chciałem przypomnieć o tym, jak wizyty naszego prezydenta były wykorzystywane do budowania wizerunku Saakaszwilego na scenie wewnętrznej, i jak coraz więcej Gruzinów zaczyna utożsamiać nasz kraj z niepopularnym prezydentem ich kraju. Nie napisałem tego tekstu z litości. Tak wielu znęcało się Kaczyńskim po nieszczęsnej strzelaninie. Nie chciałem dołączać do chóru.
„Prawie Igrzyska Olimpijskie”
Tu miałem opisać stan przygotowań do igrzysk olimpijskich w gruzińskim Borżomi. Pojechałem tam zeszłej jesieni by sprawdzić, jak to senne miasteczko przygotowuje się do morderczej walki o igrzyska.
„Dieta gruzińskiego demonstranta”
Ostatnimi czasy Gruzja pojawia się w polskich mediach przeważnie w kontekście kolejnych antyprezydenckich demonstracji. W tym artykule miałem zamiar zwrócić uwagę na zupełnie niedoceniony aspekt tych społecznych wydarzeń – jedzenie. Miało być o pestkach i chrupkach.
„Sekretna fauna stolicy”
Tu pomysłu na tekst brak, lecz jest fajne zdjęcie.
„Gdzie czas stoi w miejscu, a krowy i świnie na ulicy”
Świetny tytuł reportażu, prawda? Miało być o miasteczku Ozurgeti, ale nie wyszło.
Osobnego omówienia nie doczekał się również tbiliski transport zbiorowy.
To temat ciekawy, do tego użyteczny dla przyjezdnych. Pomysł na artykuł miał bazować na zestawieniu opisu ze strony tbiliskiego urzędu miasta:
„Już wkrótce transport /publiczny/ w Tbilsi będzie tak malowniczy, jak w Wielkiej Brytanii, tak niezawodny jak w Niemczech i pokryje każdy zakątek miasta w ciągu całego dnia”
z rzeczywistością:
Koniec i bomba, kto czytał ten trąba!
—
Jeśli chcecie sprawdzić, czym zajmuje się organizacja, w której pracuję po powrocie z Gruzji, zapraszam na stronę: